Micro Praha Festival. Co zobaczyliśmy na targach mikrobrandów w stolicy Czech?
Przyjechaliśmy do Pragi z nadzieją poznania nowych, ciekawych marek. Z wiarą, że nie rozczarujemy się, widząc te zegarki na własne oczy. Co innego jest bowiem scrollować stronę danego producenta, podziwiając często “podrasowane” zdjęcia, a co innego dotknąć, przymierzyć, samemu sprawdzić. Świat zegarkowych micro brandów mocno ewoluuje, ma swoją “złotą epokę”. Nie zawsze jednak za ilością idzie jakość, ale zawsze w tym bogatym koszu, można coś interesującego wyszukać.
Cel targów
Micro Praha to już impreza cykliczna, odbywająca się zazwyczaj pod koniec listopada w stolicy naszych południowych sąsiadów znad Wełtawy. Celem targów jest możliwość zaprezentowania dorobku małych, początkujących marek zegarkowych, niezależnych twórców, lub firm związanych z tą branżą. Dla niewielkich brandów, które nie mają rozwiniętej dystrybucji, bądź ich plan sprzedażowy opiera się na modelu B2C (business-to-customer), możliwość zaprezentowania swojego dorobku szerszej publice w innym niż rodzimy kraju, jawi się jako ciekawa opcja.
Oczywiście zyskują na tym przede wszystkim odwiedzający, gdyż taka impreza nie tylko stwarza okazję do zobaczenia, przymierzenia w większości nieosiągalnych na rodzimym rynku zegarków, to jeszcze można porozmawiać bezpośrednio z twórcami tychże microbrandów, co daje niesamowitą frajdę, przynajmniej dla osób mocno zainteresowanych tą dziedziną.
Gdzie, kiedy i za ile?
Jeśli zamierzacie odwiedzić kolejną edycję Micro Praha 2025, to zapiszcie sobie ten adres: Fantonova Budova, ul. Wilsonova 300/8.
Ten okazały, zabytkowy budynek Dworca PKP robi duże wrażenie. Jest to najbardziej okazały reprezentant secesji w całych Czechach. Muszę przyznać, że byliśmy nieco zaskoczeni, że Google Maps prowadzi nas na dworzec kolejowy, gdyż wyobraźnia robiła swoje, ale okazało się, że lokalizacja ma swój niesamowity urok a budynek zaskakuje rozmachem i pięknem, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.
W dniach 30 listopada i 1 grudnia to właśnie Praga stała się weekendową stolicą zegarków. Aby móc uczestniczyć w tej imprezie wystarczyło wejść na stronę organizatora: https://www.micropraha.com/en/ i pobrać darmowy bilet. Tak wstęp był wolny!
Zapraszamy do środka!
Wchodzimy bramą główną Fantonocej Budovy i skręcamy w lewo. Widzimy grupę osób czekającą na sprawdzenie biletów i dołączamy do nich. Wyciągamy i nasze, z których zostają zeskanowane kody QR i już jesteśmy uczestnikami tego czeskiego przedsięwzięcia.
Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie wystawców nie zachęca, gdyż pierwsze marki wystawiły się już - w co prawda szerokim - ale korytarzu. Jednak po prawej stronie, za przeszkloną częścią holu zauważamy okazałą salę i momentalnie zyskujemy na humorze.
Przed wejściem do środka, zatrzymujemy się przy stoisku marki TREMATIC, gdzie jowialny Daniele Campagnano z włoskim rozmachem i południową gestykulacją pokazuje swoje zegarki.
Wystawcy
Zanim zaczniemy omawiać wybranych reprezentantów na targach, zaznaczę, że w tym roku wielobarwność nacji była naprawdę godna podziwu. Nie zaskoczę nikogo stwierdzeniem, że Szwajcaria i Niemcy były najliczniej reprezentowane, ale oprócz tych dwóch najsilniejszych zegarkowo nacji w Europie mogliśmy spotkać sporą reprezentację z Włoch, Czech, Wielkiej Brytanii, Tajwanu, Singapuru jak również krajów, które z zegarkami nie kojarzą się w pierwszej kolejności: Belgii, Chorwacji czy Norwegii.
Zwrócili naszą uwagę
Wróćmy jednak do wystawców, na stoiskach których spędziliśmy najwięcej czasu. Były to albo marki, z którymi pierwszy raz mieliśmy do czynienia, albo brandy, których zegarków wcześniej nie mieliśmy w stanie zobaczy na żywo. Wymieniam ich za kolejnością zwiedzania, nie ma tu gradacji pod względem “najbardziej - najmniej interesujący”.
Trematic
Marka, która za sprawą energicznego Daniele Campagnano odrodziła się na nowo w 2022 roku. Pierwsze projekty nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, ale tegoroczna linia Archivio Uno powodowała już cmokanie i mlaskanie pełne akceptacji i zadowolenia.
Trematic ma głębokie korzenie. Marka powstała w zakończeniu I wojny światowej w 1918 roku w Grenchen w Szwajcarii. Rozkwit przypadał na lata 50. i 60., kiedy to tworzyła zegarki z potrójnymi kalendarzami, fazami księżyca i inne komplikacje. Kryzys kwarcowy przyniósł jej jednak “wypowiedzenie pracy” i na wiele lat marka zniknęła z zegarkowej mapy.
Obecnie jej portfolio to zegarki klasyczne, casualowe z nutą sentymentu do lat 60-tych. Szczególnie polecam tegoroczną serię, urzekająco eleganckich czasomierzy - Archivio Uno. 38-milimetrowa koperta, spłaszczona do 9 mm grubości zawiera jednokolorową tarczę. A mamy do wyboru czerną, budyniową oraz w kolorze ciemnej czekolady. Na tarczy zaaplikowano naprzemiennie indexy oraz cyfry arabskie, których czcionka niezwykle mnie urzekła. Mimo, że sercem zegarka jest popularna Selita SW-200 w wersji Speciale, to datownik został zasłonięty, a zegarek nie ma dodatkowych komplikacji.
Daniele z pasją godną twórcy opowiadał o trudzie i radości tworzenia, a nawet był na tyle miły, że pokazał nam projekt, który ujrzy dopiero światło dzienne, czyli wersję z opalizującą, niebieską tarczą. Poklepaliśmy więc z naszego włoskiego kolegę z uznaniem po ramieniu, gratulując mu udanych projektów i życząc powodzenia w rozwoju marki.
Straum
Bardzo zależało nam aby zobaczyć i poczuć na własnych nadgarstkach produkty wschodzącej norweskiej gwiazdy zegarkowej, czyli marki Straum. Na stoisku spotkaliśmy samych “ojców założycieli” w postaci Lasse Roxruda Farstada i Øysteina Helle Husby. Lasse tłumaczył właśnie grupie z Polski złożoność ich unikalnych tarczy, ci zaś używając cenzuralnych lub mniej oficjalnych sformułowań, wyrażających uznanie i podziw wymieniali się między sobą spostrzeżeniami. Oystein w tym czasie z niepokojem wpatrywał się w kufel czeskiego piwa, który z każdą chwilą był mniej pełny.
Tych dwóch jowialnych Norwegów miało na początku w planach tworzyć wyposażenie do sprzętu filmowego, ale finalnie skupili się na produkcji zegarków. I trzeba przyznać - z korzyścią dla branży. Ich zegarki to hołd dla surowej norweskiej natury, niezwykle różnorodnej w swoim pięknie i okazałości.
To, co od razu przykuwa uwagę to niesamowicie barwne i intensywne tarcze. Mają one odcień lodowca, wód jeziora czy mchu. Piękne, strukturalne, hipnotyzujące. Zegarek przecież nie tylko jest mechanicznym tworem. Powinien również urzekać, a czasem skłaniać nawet do refleksji. Do nas historia, którą opowiada ta norweska marka przemawia w całości.
W swoim portfolio mają także limitowaną serię zegarków, których tarcze wykonano z ciętej na bardzo cienkie plastry, a następnie ręcznie obrabianej skały bazaltowej. Te skały zostały wydobyte przez samych twórców, którzy z zapałem godnym Frodo i Bilbo z Władcy Pierścieni udali się na wulkaniczną wyspę Jan Mayen, której krajobraz jak żywo wyjęty jest z Mordoru. Wyspa leży na środku Oceanu Atlantyckiego między Norwegią i Grenlandią.
W marce Straum podobała nam się również architektura koperty i bransolet, jak również niezwykła spójność i konsekwencja projektu. Mają bardzo dobrze przemyślane wszelkie dodatki, od specjalnych maskownic, umożliwiających zamontowanie pasków tekstylnych, poprzez bardzo jakościowe pudełka, skończywszy na pojemnikach do przechowywania zdemontowanych ogniw bransolety.
Na twórców takiego brandu na pewno znajdzie się zasłużone miejsce w Valhalli. W Pradze z pewnością wzbudzali spore zainteresowanie.
MARCH LA.B
I ktoś powie - Znowu lata 70-te. Ale w jakim wydaniu! MARCH LA.B, to firma, którą obserwujemy od co najmniej lat pięciu, która wypracowała swoje unikalne DNA i podobnie jak zegarki marki U-BOAT, trudno je pomylić z innym brandem.
Marka to już nie jest żaden debiutant a brand z ugruntowaną pozycją na rynku, posiadającą własne butiki i ponad 70 kolekcji w samej tylko Francji. Stworzona przez trójkę przyjaciół z różnych branż, z różnych miejsc świata ale chcących dodać do skostniałej branży zegarkowej powiew świeżości - MARCH LA.B. narodziła się w 2009 roku. Rozszyfrujmy jeszcze nazwę. MARCH od miesiąca marca, ponoć szczęśliwego i szczególnego dla całej trójki założycieli. Drugi człon pochodzi od nazw miast, z których pochodzą przyjaciele: LA od Los Angeles a B od Biarritz na malowniczym wybrzeżu południowo-zachodniej Francji.
Zegarki wyróżniają się formą i geometrią. A urzec może tu wszystko: kształt koperty, umiejscowienie i zdobienie koronki, tarcza z oryginalnie rozłożonymi indexami oraz z niezwykłym smakiem wykorzystanie koloru butelkowej zieleni - ulubionej barwy marki.
Dorobek marki przedstawił nam Axel Malka, pokazując między innymi najnowsze dziecko francuskiego producenta - Montre AM2 GMT Automatique Shades. Ten ośmiokątny czasomierz z koronką na godzinie 4, został wyposażony w precyzyjny mechanizm od znanego producenta ze Szwajcarskiej Jury. Werk G110 został stworzony w pracowni La Joux Perret i legitymuje się 68-godzinna rezerwą chodu a akże funkcją drugiej strefy czasowej oraz datownika. Pracę i jakościowe zdobienia tego mechanizmu możemy podziwiać przez szkło szafirowe w deklu zegarka, jak na MARCH LA.B. przystało - w zielonym odcieniu.
echo/neutra
Z Marco Dragoni, dyrektorem handlowym marki echo/neutra znamy się od czasu, kiedy nasi włoscy koledzy rozpoczynali przygodę z produkcją zegarków. Wówczas pojawiły się pierwsze modele z serii Averau, które wskazywały kierunek marki, ale także zwracały uwagę jakością detali, nienaganną estetyką oraz bardzo atrakcyjnym stosunkiem jakości do ceny.
Dzisiaj echo/neutra to już dorosły brand zegarkowy recenzowany przez największych znawców tematyki zegarkowej na świecie z rozwiniętymi kolekcjami i kilkudziesięcioma zegarkami w portfolio.
Niccola Callegaro, założyciel i główny designer marki, jak sam podkreśla, konstruuje zegarki, które sam chciałby nosić. Nie podpatruje trendów, nie zważa na zegarkową modę. Tworzy zegarki z dużą swobodą i w oparciu o własne przekonania i wartości. Najwidoczniej gust Niccoli znajduje uznanie w gronie licznych odbiorców marki, gdyż ostatnie dwa lata echo/neutra zrobiła ogromny postęp a bieżacy rok zakończyli ze imponującym wzrostem 45%.
Największe zagęszczenie gapiów skupiał na stoisku ich ostatni projekt - RIVANERA. Ultracienki, bo zaledwie mający 5,9 mm grubości ( to już razem ze szkłem), prostokątny zegarek, którego koperta została wykonana z tytanu grade 5. Zegarek waży zaledwie 21 gramów! Napędza go ETA 7001 z naciągiem manualnym.
Tego zegarka nie czuć na nadgarstku. Gdybym go nosił pewnie cały czas łapałbym się za nadgarstek, myśląc że bezwstydnie paraduję z gołym przegubem. To zapewne kwestia przyzwyczajenia, ale wiem, że musiałbym się dłużej oswajać z tak lekkim zegarkiem niż z każdym innym. Niewątpliwie RIVANERA przykuwa uwagę. Może to właśnie jej lekkość, nie tylko w ujęciu wagi ale i formy, jest jej największym wyróżnikiem.
Jeśli chcecie sprawdzić kto w 2024 roku wziął udział w targach Micro Praha, to odsyłam Was na oficjalną stronę organizatorów, gdzie można poznać i zapoznać się z ofertą wszystkich jej uczestników: https://www.micropraha.com/en/
Micro Praha - czy warto?
Pytanie raczej retoryczne. Gdyby impreza nie miała sensu, zapewne nie byłaby kontynuowana ze względu na brak chętnych. A zabytkowy budynek na ulicy Wilsonovej 300/8 gromadzi z każdą edycją coraz większe tłumy. W roku 2023 wystawców było 36. W bieżącym roku zebrało się ich aż 54! Jak na imprezę, która ma w członie “micro” to całkiem “macro” wynik. Organizatorzy podali, że w ubiegłym roku dwudniowe targi odwiedziło 1200 osób. Biorąc pod uwagę niewielki rozmiar imprezy, ta frekwencja robi wrażenie. W tym roku zapewne ten wynik zostanie pobity.
To, co można na pewno poprawić to lepsze nagłośnienie samych targów w mediach. Przydało by się wokół takiego eventu nieco więcej szumu. Chociażby na forach zegarkowych w krajach ościennych. Wystarczyłoby uruchomić pocztę pantoflową i wykorzystać efekt domina, a zapewne frekwencja mogłaby być jeszcze lepsza.
Jednak, Ci co Micro Prahę znają, Ci powrócili i w tym roku z zamiarem obecności na każdej dalszej edycji.
Jak już pisałem wstęp jest wolny od opłat. To niewątpliwie plus i dodatkowa zachęta. Sami wystawcy przyznają, że targi są bardzo dobrze zorganizowane a ludzie je odwiedzający mają dobre rozeznanie w branży, wiedzą czego chcą i po co przychodzą na taką imprezę. Najważniejsze - kupujących nie brakowało, co dla wystawców, mających możliwość sprzedaży bezpośredniej podczas targów, jest zawsze niezwykle ważne. Oczywiście odwiedzający byli zachęcani przez wielu akcjami promocyjnym, przygotowanymi na ten dzień, co dodatkowo podnosiło atrakcyjność tego wydarzenia.
My też wracaliśmy zadowoleni, z racji nowych kontaktów, znajomości i wrażeń. Świadomość, że rynek zegarków jest coraz bardziej barwny, właśnie poprzez inicjatywy zegarkowych zapaleńców, którzy nie boją się zaryzykować swój czas i środki, by dawać ujście swojej wizji, poprzez produkcję zegarków, jest godne wsparcia i pochwały. Szczególnie, że jest to rynek niesłychanie wymagający i trudny.
A co z Polską? Na szczęście wraca Festiwal Aurochronos.
No właśnie. Pewnie wielu z Was zadaje sobie pytanie dlaczego w 4-krotnie większej Polsce nie ma takiej imprezy. Nie ma właściwie od kilku lat żadnej imprezy, która z podobnym rozmachem dawałaby możliwość miłośnikom zegarków obcować bezpośrednio z producentami.
Na szczęście jest pewne światełko w tunelu, gdyż reaktywowany zostaje Festiwal Aurochronos. Po 5 latach wraca do kalendarza. W dniach 17-18 maja w Warszawie doczekamy się w końcu pokazu dorobku wielu micro brandów na polskiej ziemi. Zachęcam do zanotowania tej daty w kalendarzu. Czy polska edycja dorówna rozmachem swojej czeskiej odpowiedniczce? Pewnie jeszcze nie w tym roku. Ale ważne, aby się rozwijała. Aby takie inicjatywy były nagłaśniane i wspierane, zarówno przez producentów, dystrybutorów i organizatorów, ale przede wszystkim przez ludzi, dla których zegarek to coś więcej niż tylko narzędzie do odmierzania czasu.